Nordkapp 2018. Wzdłuż Porsangerfjorden
Odcinek: Olderfjord - Nordkapp
Odcinek: Olderfjord - Nordkapp
Termin: (05.06 - 26.06 2018)
Rower: Surly Ogre
Przed nami Porsangerfjorden. 130 km drogi prosto na północ. Prosto na skałę Nordkappu. Góry i skały z jednej strony a zimne wody fiordu z prawej.
Pięknie i prosto. Czasem ponuro i nieco groźnie. Czasem malowniczo, wręcz kolorowo.
Krajobraz pozbawiony wszelkiej wyższej roślinności. Nawet trawy, współcześni możnowładcy świata roślin, tutaj muszą powiedzieć pass. Przy drodze liczne domki letniskowe. Swymi kolorami urozmaicają krajobraz.
Z reguły puste. Często kryte darnią ładnie wkomponowują się w krajobraz, stojąc czasami w najbardziej ekstremalnych miejscach wybrzeża.Nic tylko pomarzyć o takim "letnisku". Przed tymi domkami obowiązkowe "tipi"
Nie ma "tipi" nie ma imprezy. Pogoda zmienna, często pada, często wieje. Bez osłony na dworze pobawić się często. A w każdym "tipi" miejsce na ognisko, ławy po bokach ze skórami rena. Mijając je często słyszymy odgłosy imprezy wewnątrz.
My niestety pozostajemy na zewnątrz. Pogoda nas nie rozpieszcza. Fakt. Nie wieje i to jest duże pocieszenie, zważywszy, że wiać potrafi na tej drodze okrutnie.
Niestety z małymi przerwami wciąż pada i jest zimno. Tylko kilka stopni "ciepła". Z pewną ulgą nawet przyjmuję tunele.
Tutaj przynajmniej nie pada. Otuchą i miara postępu jest wjechanie w obręb Gminy Nordkapp. Zatem jednak posuwamy się do przodu.
Pogoda kwasi się do reszty. Wciąż pada a do tego jeszcze "siada" podstawa chmur. Znajdujemy uroczy próg skalny, który chroni nas przynajmniej z jednej strony i w polach chrobotka reniferowego rozkładamy się na mokry i zimny nocleg.
Chrobotek reniferowy! Cóż za złośliwa roślina. Czepia się wszystkiego i wchodzi wszędzie. Ostatnie gałązki wybierałem jeszcze w Polsce po powrocie. Próg skalny chronił ale nie z tej strony co trzeba. W nocy od fiordu wzmógł się wiatr do tego stopnia stopnia, ze musiałem ewakuować się z namiotu i pociskać szpilki głazami, żeby ustabilizować je w chrobotku.
To była ciężka noc.
Rano ruszamy. Pogoda jest stabilna czyli równo pada.
Odbywamy rytuały animistyczne układając kamienie ofiarne w piramidki. Ma to zakląć deszcze i słońce do zmiany proporcji, ale chyba coś pomyliliśmy w kolejności otoczaków bo efektu brak.
Kamil próbuje zmienić jeszcze środek lokomocji, ale skuter pozostaje niemy na jego prośby. Takich "porzuconych" skuterów widujemy całe stada. Wygląda to tak jak by w trakcie jazdy zaskoczyło je zniknięcie śniegu. W każdym razie dziwnie.
Skuterów nie brakuje, stad reniferów również. Zastanawialiśmy się na początku drogi czy jakieś zobaczymy. Tutaj są niemal wszędzie.
Tak sobie jedziemy rozcinając kropelki nieprzerwanego deszczu a.z docieramy do kultowego miejsca na trasie na Nordkapp. Tunelu wiodącego na wyspę Mageroya.
To najdłuższy tunel na trasie do przylądka. Ma 6870 m długości, ale tym co go wyróżnia to fakt, że poprowadzony jest pod dnem morskim ponieważ łączy kontynentalna Norwegię z wyspą Mageroya, na której znajduje się Nordkapp. Zagłębia się 212 m poniżej dna morskiego.
To też wyzwanie rowerowe, ponieważ w efekcie tunel to dwa ekstremalne doświadczenia szaleńczego zjazdu a następnie żmudnego podjazdu.
Jest co jechać. Zresztą forsowanie tych tuneli to niesamowite doświadczenie. Mdłe światło, skały i huk nadjeżdżających pojazdów, który poprzez echo dociera ze wszystkich stron, jest obezwładniający. Niezapomniane doznanie, chociaż jeżeli ktoś ma klaustrofobie to nie zazdroszczę.
Tunele są bezpłatne, latem otwarte. Jednak trzeba się liczyć, że w przypadku skrajnie niekorzystnych warunków atmosferycznych i występowania w nich oblodzenia mogą być zamykane. W porze letniej jednak ryzyko takiego problemu jest minimalne.
Wyjeżdżamy z tunelu, gdzie nie pada i dojeżdżamy do ... toalety.
Jak tu miło. Sucho, jest grzejnik. Powstaje śmiały plan zaanektowania przybytku i spędzenia wypasionego noclegu. Jest jednak za wcześnie. Wychodzimy na deszcze i ruszamy do Honningsvag.
Honningsvag to najdalej na północ wysunięte miasto na kuli ziemskiej. Skromne 2.200 mieszkańców wystarcza jednak aby w tak odległych obszarach stanowiło prawdziwą metropolię, która zapewnia wsparcie logistyczne. Jak się wkrótce okaże bardzo istotne w naszej wyprawie.
Jest dosyć późno, około 17.00. Trwa dyskusja nad strategią. Generalnie dwie koncepcje są na tapecie. 1. Jechać na Nordkapp i nocować w czasie podjazdu, jutro dojechać na miejsce. 2. Nocować w Honningsvag na campingu i rano ruszyć na przylądek na lekko. Jak to w życiu bywa wygrywa najgorsza z opcji czyli pośrednia. Stajemy na campingu w Honningsvag i jedziemy dzisiaj na Nordkapp. Skłania nas do tego okno pogodowe. Na samym przylądku 300 dni w roku panują mgły, a my ostatnie dni jechaliśmy ciągle w deszczach. zatem fakt, że pojawia się słońce bardzo nas motywuje. Wynajmujemy domek na campingu zaraz za Honningsvag (jak się okaże pierwszy i ostatni na tej wyprawie) i ruszamy do celu naszej wyprawy.
Szybko jednak wychodzi zasadniczy błąd naszej decyzji. Dojazd na Nordkapp to jeden wielki podjazd. Jesteśmy zmęczeni, a kolejne podjazdy wyłaniają się jeden za drugim i zdaje się nie mieć końca.
Wokół drogi piętrzą się zaspy śniegu...
... a krajobraz staje się coraz bardziej surowy.
Pniemy się jednak konsekwentnie w górę urozmaicając podjazd w przydrożnych punktach handlu suwenirami
lub też rozkoszując się chwilami magicznych widoków
Zaczyna momentami wiać a droga wydaje się nie mieć końca.
Kamil w którymś momencie stwierdza, ze coś jest nie tak z moim tylnym kołem. Nie może przestać się nadziwić jakie jest krzywe i zósemkowane. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że oto na podjeździe na Nordkapp objawił się problem, z którym będę już walczył do końca wyjazdu i który będzie kosztował mnie wiele stresu i będzie psuł mi w jakimś sensie przyjemność z wyprawy. Wtedy, w czasie podjazdu stwierdziłem, ze co ma być to będzie i nie zacząłem naprawiać koła, co było słuszną decyzja. W końcu po naszej prawej stronie pojawiają się zimne wody Morza Barentsa.
To właśnie spotkanie się zimnych wód tego morza z relatywnie ciepłymi wodami Morza Norweskiego, zasilanego Prądem Północno Atlantyckim powoduje, że nad Nordkappem tak często unoszą się opary mgły. Przeglądając opisy podróżników nie raz natrafiałem na fotki, gdzie ktoś dotarł na Nordkapp i z trudem był w stanie zrobić zdjęcie "globusikowi". My wciąż mamy dobrą pogodę.
Wkrótce widzimy już zabudowę na Nordkappie i parking dla camperów. Jest blisko.
Jeszcze skromna tabliczka informująca gdzie jesteśmy...
... i po chwili dojeżdżamy na skałę Nordkappu.
Zwiedzanie zaczynamy od strony wschodniej, gdzie znajdują się płaskorzeźby nawiązujące do mitologii nordyckiej.
Zaraz, później jedziemy do "globusika". Tak to był cel naszej wyprawy. Wszystkie trudy miały doprowadzić nas właśnie do tego miejsca. Tak, chcę mieć to zdjęcie!
Obok globusika, na Nordkappie warto zwiedzić wybudowane tam centrum turystyczne. Wzbudziło moje uznanie. Ciekawa ekspozycja z dioramą opisującą historię eksploracji przylądka, sala projekcyjna z cyklicznie wyświetlanymi filmami o świcie przyrody i kulturze tych terenów.
Trzeba przyznać, że udało się to Norwegom. Oczywiście jak w każdym takim centrum są i kawiarnie, restauracje i sklepy z suwenirami.
Z reguły puste. Często kryte darnią ładnie wkomponowują się w krajobraz, stojąc czasami w najbardziej ekstremalnych miejscach wybrzeża.Nic tylko pomarzyć o takim "letnisku". Przed tymi domkami obowiązkowe "tipi"
Nie ma "tipi" nie ma imprezy. Pogoda zmienna, często pada, często wieje. Bez osłony na dworze pobawić się często. A w każdym "tipi" miejsce na ognisko, ławy po bokach ze skórami rena. Mijając je często słyszymy odgłosy imprezy wewnątrz.
My niestety pozostajemy na zewnątrz. Pogoda nas nie rozpieszcza. Fakt. Nie wieje i to jest duże pocieszenie, zważywszy, że wiać potrafi na tej drodze okrutnie.
Niestety z małymi przerwami wciąż pada i jest zimno. Tylko kilka stopni "ciepła". Z pewną ulgą nawet przyjmuję tunele.
Tutaj przynajmniej nie pada. Otuchą i miara postępu jest wjechanie w obręb Gminy Nordkapp. Zatem jednak posuwamy się do przodu.
Gmina Nordkapp. (foto. Kamil) |
Pogoda kwasi się do reszty. Wciąż pada a do tego jeszcze "siada" podstawa chmur. Znajdujemy uroczy próg skalny, który chroni nas przynajmniej z jednej strony i w polach chrobotka reniferowego rozkładamy się na mokry i zimny nocleg.
Podano do stołu (fot. Kamil) |
Chrobotek reniferowy! Cóż za złośliwa roślina. Czepia się wszystkiego i wchodzi wszędzie. Ostatnie gałązki wybierałem jeszcze w Polsce po powrocie. Próg skalny chronił ale nie z tej strony co trzeba. W nocy od fiordu wzmógł się wiatr do tego stopnia stopnia, ze musiałem ewakuować się z namiotu i pociskać szpilki głazami, żeby ustabilizować je w chrobotku.
To była ciężka noc.
Rano ruszamy. Pogoda jest stabilna czyli równo pada.
Odbywamy rytuały animistyczne układając kamienie ofiarne w piramidki. Ma to zakląć deszcze i słońce do zmiany proporcji, ale chyba coś pomyliliśmy w kolejności otoczaków bo efektu brak.
Kamil próbuje zmienić jeszcze środek lokomocji, ale skuter pozostaje niemy na jego prośby. Takich "porzuconych" skuterów widujemy całe stada. Wygląda to tak jak by w trakcie jazdy zaskoczyło je zniknięcie śniegu. W każdym razie dziwnie.
Skuterów nie brakuje, stad reniferów również. Zastanawialiśmy się na początku drogi czy jakieś zobaczymy. Tutaj są niemal wszędzie.
Tak sobie jedziemy rozcinając kropelki nieprzerwanego deszczu a.z docieramy do kultowego miejsca na trasie na Nordkapp. Tunelu wiodącego na wyspę Mageroya.
To najdłuższy tunel na trasie do przylądka. Ma 6870 m długości, ale tym co go wyróżnia to fakt, że poprowadzony jest pod dnem morskim ponieważ łączy kontynentalna Norwegię z wyspą Mageroya, na której znajduje się Nordkapp. Zagłębia się 212 m poniżej dna morskiego.
To też wyzwanie rowerowe, ponieważ w efekcie tunel to dwa ekstremalne doświadczenia szaleńczego zjazdu a następnie żmudnego podjazdu.
Jest co jechać. Zresztą forsowanie tych tuneli to niesamowite doświadczenie. Mdłe światło, skały i huk nadjeżdżających pojazdów, który poprzez echo dociera ze wszystkich stron, jest obezwładniający. Niezapomniane doznanie, chociaż jeżeli ktoś ma klaustrofobie to nie zazdroszczę.
Tunele są bezpłatne, latem otwarte. Jednak trzeba się liczyć, że w przypadku skrajnie niekorzystnych warunków atmosferycznych i występowania w nich oblodzenia mogą być zamykane. W porze letniej jednak ryzyko takiego problemu jest minimalne.
Wyjeżdżamy z tunelu, gdzie nie pada i dojeżdżamy do ... toalety.
Jak tu miło. Sucho, jest grzejnik. Powstaje śmiały plan zaanektowania przybytku i spędzenia wypasionego noclegu. Jest jednak za wcześnie. Wychodzimy na deszcze i ruszamy do Honningsvag.
Honningsvag to najdalej na północ wysunięte miasto na kuli ziemskiej. Skromne 2.200 mieszkańców wystarcza jednak aby w tak odległych obszarach stanowiło prawdziwą metropolię, która zapewnia wsparcie logistyczne. Jak się wkrótce okaże bardzo istotne w naszej wyprawie.
Jest dosyć późno, około 17.00. Trwa dyskusja nad strategią. Generalnie dwie koncepcje są na tapecie. 1. Jechać na Nordkapp i nocować w czasie podjazdu, jutro dojechać na miejsce. 2. Nocować w Honningsvag na campingu i rano ruszyć na przylądek na lekko. Jak to w życiu bywa wygrywa najgorsza z opcji czyli pośrednia. Stajemy na campingu w Honningsvag i jedziemy dzisiaj na Nordkapp. Skłania nas do tego okno pogodowe. Na samym przylądku 300 dni w roku panują mgły, a my ostatnie dni jechaliśmy ciągle w deszczach. zatem fakt, że pojawia się słońce bardzo nas motywuje. Wynajmujemy domek na campingu zaraz za Honningsvag (jak się okaże pierwszy i ostatni na tej wyprawie) i ruszamy do celu naszej wyprawy.
Szybko jednak wychodzi zasadniczy błąd naszej decyzji. Dojazd na Nordkapp to jeden wielki podjazd. Jesteśmy zmęczeni, a kolejne podjazdy wyłaniają się jeden za drugim i zdaje się nie mieć końca.
Wokół drogi piętrzą się zaspy śniegu...
... a krajobraz staje się coraz bardziej surowy.
lub też rozkoszując się chwilami magicznych widoków
Zaczyna momentami wiać a droga wydaje się nie mieć końca.
Kamil w którymś momencie stwierdza, ze coś jest nie tak z moim tylnym kołem. Nie może przestać się nadziwić jakie jest krzywe i zósemkowane. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że oto na podjeździe na Nordkapp objawił się problem, z którym będę już walczył do końca wyjazdu i który będzie kosztował mnie wiele stresu i będzie psuł mi w jakimś sensie przyjemność z wyprawy. Wtedy, w czasie podjazdu stwierdziłem, ze co ma być to będzie i nie zacząłem naprawiać koła, co było słuszną decyzja. W końcu po naszej prawej stronie pojawiają się zimne wody Morza Barentsa.
To właśnie spotkanie się zimnych wód tego morza z relatywnie ciepłymi wodami Morza Norweskiego, zasilanego Prądem Północno Atlantyckim powoduje, że nad Nordkappem tak często unoszą się opary mgły. Przeglądając opisy podróżników nie raz natrafiałem na fotki, gdzie ktoś dotarł na Nordkapp i z trudem był w stanie zrobić zdjęcie "globusikowi". My wciąż mamy dobrą pogodę.
Wkrótce widzimy już zabudowę na Nordkappie i parking dla camperów. Jest blisko.
Jeszcze skromna tabliczka informująca gdzie jesteśmy...
... i po chwili dojeżdżamy na skałę Nordkappu.
Zwiedzanie zaczynamy od strony wschodniej, gdzie znajdują się płaskorzeźby nawiązujące do mitologii nordyckiej.
Zaraz, później jedziemy do "globusika". Tak to był cel naszej wyprawy. Wszystkie trudy miały doprowadzić nas właśnie do tego miejsca. Tak, chcę mieć to zdjęcie!
Obok globusika, na Nordkappie warto zwiedzić wybudowane tam centrum turystyczne. Wzbudziło moje uznanie. Ciekawa ekspozycja z dioramą opisującą historię eksploracji przylądka, sala projekcyjna z cyklicznie wyświetlanymi filmami o świcie przyrody i kulturze tych terenów.
Trzeba przyznać, że udało się to Norwegom. Oczywiście jak w każdym takim centrum są i kawiarnie, restauracje i sklepy z suwenirami.
Fascynujące było obserwowanie deszczowych szkwałów przemieszczających się nad morzem. Każde nadejście takiej chmury to ściana deszczu, a w zasięgu wzroku zawsze pozostawało kilka takich potencjalnych pryszniców. Nie dziwi zatem ta zmienność pogody na tym terenie.
Patrząc na pobliski, ledwo wystający z morza, Przylądek Knivskjellodden...
... nie dziwi, że to nie on zawładnął sercami i umysłami Europejczyków, jako najdalej wysunięty punkt Europy. Tak jak w życiu. Nie wystarczyło być dalej wysuniętym na N...
... trzeba jeszcze mieć to coś w sobie, aby dobrze się sprzedać.
Magnes Nordkappu przyciąga. Mimo, ze wjazd dla samochodów jest słono płatny (rowery i piesi - darmo) na szczycie jest wielki parking zastawiony rzędami kamperów. Prawdziwa wioska carawaningowa.
Jest około godziny 24.00 Odjeżdżamy z Nordkappu. Z jednej strony jestem bardzo zadowolony z doskonałej pogody jaką mieliśmy na przylądku, z drugiej żałuję, że nie możemy spędzić tam więcej czasu. Dzisiaj dzień dojazdu na przylądek rozegrałbym inaczej, i uważam, ze przy dobrej pogody w tym magicznym miejscu warto spędzić znacznie więcej czasu.
Spotykamy niespodziewanie rowerzystę z Polski, który kończy tu swą podróż i autobusami zamierza wrócić już do Tromso.
"Nasi tu byli!" słynny cytat z polskiego filmu dotyczy i nas. Na odjeździe naklejamy jeszcze wspólnie z "Średnim" naszą klubową naklejkę "www.podrozeowerowe.info"
... i ruszamy w długi, 30 kilometrowy zjazd do campingu.
Widoki w środku nocy mamy piękny. Słońce świeci przez luki w chmurach...
... i na zboczach Nordkappu mogę obserwować cienie samego siebie.
O czwartej rano mamy zasłużoną kolację lub śniadanie (zależy jak liczyć). Może późno, ale za to jakie wypasione. Lepszego na tej wyprawie nie było.
Niestety tak długi czas jazdy od 8.00 rano do 4.00 następnej doby oraz trudy podjazdu na Nordkapp, po całym wcześniejszym dniu skończyły się dla mnie niedobrze. Oprócz awarii roweru, z którym zamierzam zmierzyć się dopiero po śnie, czuje narastający ból w prawym kolanie. Kolana, pamiątka po ultramaratonach biegowych to mój słaby punkt. Teraz znów coś zamierza się urwać i boli. Niestety z tym bólem będę już jechał do końca wyprawy a kolejny tydzień będzie bardzo ciężki.
Sen też jest ciężki. Wyobraźcie sobie czterech facetów na 10m2, z przemoczonymi ciuchami.
I jeszcze za to płacę. To ja już wolę chłód i świeże powietrze mojego namiotu.
gratuluję wyprawy
OdpowiedzUsuńpiszesz "Honningsvag to najdalej na północ wysunięte miasto na kuli ziemskiej." chyba nie do końca, słyszałeś o Longyearbyen ?
pozdrawiam
Michał