Nordkapp 2018 cz. 3 Alta - Olderfjord


Nordkapp 2108 cz.3 

Odcinek: Alta - Olderfjord
Termin: (05.06 - 26.06 2018)
Rower: Surly Ogre

Alta to prawdziwa metropolia. 12.000 mieszkańców i kilka sieciówek. Nic bardziej cywilizowanego, dalej na północ nie znajdziemy. Miasto zawsze żyło z ryb. Tak jest do dzisiaj. W XIX wieku jednak próbowano tu górnictwa, głównie miedzi. Te tradycje przetrwały w pewnym stopniu do dzisiaj. Dzisiaj górnictwo ma szczątkowy charakter, ale aktywne jest wydobycie łupków. Łupki z alty, pochodzące z końca prekambru, nalezą do najstarszych z wydobywanych i najcenniejszych. Jeżeli chcecie zatem zaimponować sąsiadom to adres już macie.
Łupki z Alty (foto. Kamil)
 W Alcie, pełen wypas. Mieszkamy w pokoju. podłoga jest równa i nie pada na głowę. Rowery mamy zostawić na podwórku. Oparte o ścianę. Jakoś mamy wątpliwości. Nasz gospodarz jednak stwierdza, że jeżeli wyjdziemy rano i nie będą stały tam, gdzie je zostawiliśmy, to będzie historyczne wydarzenie. Według niego pierwsza taka sprawa na tym osiedlu od minimum 30 lat. Uspokaja nas deklaracja, że co prawda on rano musi jechać do pracy, ale możemy zostać ile chcemy. Kluczy nam nie zostawia, bo zasadniczo domu nie zamyka. Kiedyś miał taką "fazę", że zamykała ale od czasu jak zgubił klucze, to zamyka tylko wtedy jak wyjeżdża na dłużej. No cóż. Wysokie poczucie bezpieczeństwa. 

Komfortowo było
 Alta to też ważny punkt na trasie aprowizacyjnej. korzystamy w pełni z dobrodziejstwa sieci handlowych i ładujemy zapasy na kilka dni. Domyślnie do Honningsvag. 

Skromny koszyczek, ale i tak w sakwach ciężko (fot. Kamil)
W Alcie mieści się również muzeum udostępniające do oglądania jedno z najbogatszych stanowisk z rysunkami tzw. sztuki arktycznej. Czyli naskalnych malowideł pochodzących z pierwszej fali osadnictwa, bezpośrednio po ustąpieniu ostatniego zlodowacenia. Wstyd przyznać, ale tego muzeum nie zwiedzamy. Pod tym względem nasz wyjazd był słabo ogarnięty. Jakoś zabrakło w planowaniu ustawienia jazdy pod atrakcje kultury materialnej. Poważna luka, która powstała chyba dlatego, że hasło Nordkapp było za proste i sfokusowało nas tak silnie, że o reszcie świata zapomnieliśmy. Nie zmienia jednak to faktu, że uważam to dzisiaj za błąd i ku przestrodze, pod rozwagę innym daję. 

Z Alty wyjeżdżamy w komfortowych warunkach. Jest dosyć ciepło i nie pada, co na tej wyprawie zawsze wymaga podkreślenia jako całkiem niestandardowa sytuacja. 

Pomykamy (fot. Kamil)
Zaraz też zaczynamy żmudny podjazd na przełęcz Sennalandet (385 m.n.p.m) malowniczą drogą, pełna serpentyn, w otoczeniu żywej zieleni, iście subborealnych lasów.

Nie jest łatwo (fot. Kamil)


Osiągamy przełęcz i przeżywam szok. Dosłownie. Jak za dotknięciem teleportu przenosimy się w krainę w której jest NIC. Znikają lasy. Znikają krzewy. Właściwie nie ma żadnej roślinności. Trochę jakiś brązowych porostów. I nic. Kontrast jest tak dojmujący, że aż szokuje.



Tak wygląda NIC, które ukazało się zaraz za przełęczą

W jednej chwili przenieśliśmy się z sympatycznej, zielonej i przyjaznej strefy umiarkowanej chłodnej w strefę subpolarną. Jałową, pustą. Chłostaną przez wiatr i śnieg. Ogromny płaskowyż rozcinany jedynie niekończąca się wstęgą drogi.


Niekończąca się wstęga drogi
Skala onieśmiela. Brak wszelkich potencjalnych schronień również. Odcinek, który cieszy się złą sławą i nie jeden podróżnik przeżył tu ciężkie chwile. Jadąc tam można to doskonale zrozumieć. My mamy szczęście. Właściwie nie wieje. A wiać potrafi tu potężnie, co świetnie dokumentuje przydrożny schron, który jednak spoczywa na dachu. Wiatr. przekleństwo tego odcinka nas szczęśliwie ominął.
Wiać potrafi tu potężnie (fot. Kamil)
Mijamy piękne rzeki roztokowe. Tutaj nic ich nie hamuje. Mogą pleść swoje warkocze do woli. Fajny odcinek. Trudno to wytłumaczyć, ale ja lubię takie klimaty. takie widoki. Taka surowość. I takie proste piękno. Dla mnie jest to w jakiś sposób romantyczne.


Szeroko, płytko, niestabilnie - nie ma zasad
Przemierzamy zdecydowanie płaskowyż. Jak by nie patrzeć, nocować na nim jednak nie chcemy, a on nie chce się skończyć. W końcu jednak pierwsze jaskółki nadziei, a raczej pionierskie zagajniki brzozy. Brzoza, ten pionier wszelkiego co drzewiaste, tutaj widać, że walczy w ekstremalnych dla siebie warunkach. Jednak jest i zwiastuje, że płaskowyż, rządzony przez wiatr zaczyna ustępować miejsca dolinie.


To nie "kwaśne deszcze". To walka o życie na granicy możliwej egzystencji

Zaczynamy szukać noclegu. Staramy się stawać koło 18.00, żeby spokojnie ogarnąć się do rozsądnej godziny. Tym razem jednak nie jest łatwo. Dolina jest głęboko wcięta. Droga "zawieszona" wysoko na stoku.

 
No i mamy pat. Gdzie tu wcisnąć namioty?


 To taka dziwna sprawa, że właściwie to można biwakować wszędzie, tylko czasami nie ma gdzie. W końcu jednak znajdujemy urocze zakole w skale. A właściwe rodzaj półki ponad bystrzami na dopływie głównej rzeki.
Czyż nie malowniczo? (fot. Kamil)
Lekkie obawy mamy, czy ten romantyczny szum wody nie przyprawi nas o prozaiczną bezsenność i ból głowy. Jednak nic tak dobrze nie wpływa na sen jak dzień jazdy rowerem.
Suchy generalnie dzień to już przeszłość.  Od nocy znów pada z krótkimi przerwami. Ruszamy rano dalej. Dolina się stopniowo rozszerza, a rzeka nabiera majestatu.

Podążamy za rzeką (fot. Kamil)
 Pogoda mocno daje się nam we znaki. Chociaż obiektywnie trzeba przyznać, ze są momenty bez deszczu. czemu jednak tak krótkie i rzadkie.

 
"Ciągle pada. Asfalt ulic jest już mokry jak brzuch ryby". Niestety my też.


Powoli rodzi się rodzaj psychozy. Zatem nie dziwią przedmioty naszego zainteresowania i pożądania w przydrożnym sklepie.Tam jest też miło. Ciepło i sucho. Cóż a odmiana.

Może w tym będzie mi ciepło? (fot. Kamil)

Darek ograniczał się do przymierzania. Ja jednak poszedłem na całość i zainwestowałem w rękawice z membraną Gumo-Tex. Jedyną , która gwarantuje pełną nieprzemakalność. Jeżeli już mam mieć mokre dłonie to wolę wilgoć endogeniczną.

Gum-Tex. Jedyna prawdziwa "Waterproof guaranteed" (fot. Kamil).
 Jak życie pokazało zakup był udany i wiernie towarzyszył mi do końca naszej podróży oddając nieopisane zasługi na trasie. Pokrzepieni tak dobrą inwestycją ruszamy i wkrótce dojeżdżamy do bardzo ważnego punktu na naszej trasie.  Olderfjordu. 

Za skrętem w lewo droga jest tylko jedna
 Tutaj trzeba podjąć męską decyzję. W lewo jest droga na Nordkapp. Za tym skrętem nie ma wyboru. Można wrócić jedynie z tarczą lub na tarczy. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz