Nordkapp 2018 cz.1 Jedziemy!

Nordkapp 2018 (cz 1.) No to jedziemy!

Termin: (05.06-26.06.2018)
Dystans: 1558 km
Rower: Surly Ogre

Pewnie trudno znaleźć podróżnika rowerowego, który nie marzy o wyprawie na Nordkapp. Ten wielki kawał skały, powszechnie uznawany za północny przylądek Europy przyciąga nas, rowerowych globtroterów, jak magnes. 

Nie byłem w tym pragnieniu wyjątkiem i jechałem tam „od zawsze”. Wszak jednak droga lądową przez Szwecję lub Finlandię to wyprawa na blisko 2 miesiące a i z Oslo, gdzie można łatwo dolecieć samolotem trasa niewiele krótsza. Tak to teraz jest, że „czas” jest funkcją dostępności. Aż tu nagle… światełko w tunelu. Chociaż mówią, żeby nie iść w niego kierunku to w turystyce warto łamać stereotypy. Z lotniska w Gdańsku uruchomiono bezpośrednie połączenie lotnicze do Tromso w Norwegii, a to wszak „obok” Nordkappu bo jedynie 540 km prze góry i fiordy.  Kiedy jeszcze na forum podróżerowerowe.info zobaczyłem anons użytkownika Zorro, że na 5.06 są promocyjne bilety na tej trasie to podjąłem odważną decyzję… pytam żonę o zgodę na wybycie z domu na 3 tygodnie. Temat podaję również Kamilowi i o dziwo jest nas już dwóch z Pabianic plus Filip vel „Zorro” a wkrótce dołączy do nas „Średni” z naszego forum, czyli jak się okaże na lotnisku Darek ze Strzelec Opolskich. Tak więc powstała wyprawowa czwórka, która pierwszy raz w życiu spotkała się z kartonami rowerowymi na lotnisku w Gdańsku w dniu wylotu. 



Zanim jednak ta chwila nastała czekały nas jeszcze długie przygotowania. Wszak całe trzy tygodnie mieliśmy spędzić daleko, za północnym kołem podbiegunowym, w temperaturach nieznacznie przekraczających zero stopni, wieloletniej zmarzliny w podłożu i bardzo kapryśnego, mokrego i wietrznego klimatu. Wyprawa została ustalona na budżetową a to oznaczało nocowanie w namiotach i gotowanie na kuchenkach turystycznych. Zatem miesiące wiosenne spędziliśmy na krytycznym przeglądzie sprzętu oraz jego uzupełnianiu. Apogeum przygotowań była próba spakowania tego co uznaliśmy za niezbędne w karton rowerowy, który mógł ważyć maksymalnie 32 kg i bagaż podręczny o wadze 10 kg. Odliczając masę roweru i kartonu okazało się, że do dyspozycji mamy 20 kg bagażu. Dalsza refleksja pokazała, że odliczyć musimy to co lecieć z nami musi czyli sprzęt kampingowy (5 kg) klucze i części do roweru (3 kg) oraz komplet sakw (4 kg). W efekcie okazało się, że „absolutnie niezbędne rzeczy” można zredukować jeszcze o połowę. 



Tromso w Norwegii wita nas całkiem przyzwoitą pogodą. Na lotnisku wita nas Szymon nasz „host”, czyli człowiek, który zgodził się udzielić nam noclegu w swoim domu umówiony wcześniej poprzez portal Warmshowers.org grupujący podróżników rowerowych, którzy wzajemnie, nieodpłatnie świadczą sobie takie usługi. Szymonowi jestem bardzo wdzięczny za okazaną gościnność. Dzięki niemu nasz początek oraz z zakończenie wyprawy były bardzo komfortowe zarówno pod względem kwaterunkowym jak i logistycznym





Szymon odbiera nas na lotnisku i jedziemy mega bajeranckim VW Transporterem wyklejonym w środku kwiecistym materiałem i ... umeblowanym jak mała salonka. Ja z Kamilem leżymy sobie na prawdziwej, wersalkowej kanapie. Tak to można podróżować. Po drodze odwiedzamy centrum handlowe (jest położone blisko lotniska; jakieś 20 min na pieszo; obok licznych "sklepików" jest tam supermarket spożywczy, dwa markety sportowe i Jula) uzupełniamy żywność i gaz do kuchenek. Tromso to metropolia norweskiej północy. Zatem z doposażeniem się na drogę nie ma żadnych problemów. 
U Szymona słuchamy jego opowieści. Zwiedził kawał świata, w tym niemal całą Azję Południowo-Wschodnią. Montujemy nasze rumaki, mocno porozkręcane na potrzeby spakowania ich do kartonów pakujemy sakwy i rano 6 czerwca ruszamy w drogę. 



Część 2 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz