Pracowita rzeka Czarna

4 LISTOPADA 2018

Dystans: 82km

Trasa: Podklasztorze k/Sulejowa - Dąbrowa mad Czarną - Rożenek - Siucice - Maleniec - Machory - Diabla Góra - Niewierszyn - Sulejów - Podklasztorze


Grzeszyć można w różny sposób, również przez zaniechanie. Czyż zatem nie grzeszna jest dusza rowerzysty, który widząc tak piękny listopad za oknem jak w bieżącym roku nie planuje jakiejś jeszcze jednej małej przejażdżki. Sytuacja była tak pełna pokusy, że nawet szanowna małżonka rozumiała, że pozostanie w niedzielę w domu to straszny grzech. A, że udział zadeklarowała jeszcze Jagoda, zatem niedzielna wyprawa stała się prawdziwym świętem. 
Dzień krótki, wstawać o 5 rano raczej nam się nie chce, zatem rozważamy różne warianty startu. Z domu odpada jako pierwszy. Szkoda krótkiego dnia na znane dróżki. Jedziemy na start samochodem, ale gdzie? Gdzieś blisko. Ostatecznie dwie destynacje. Okolice Bełchatowa lub dolina rzeki Czarnej na NW skraju Gór Świętokrzyskich z artefaktami Staropolskiego Okręgu Przemysłowego. Przez ten teren przejechałem w pośpiechu wracając z wyprawy po Roztoczu i Wyżynie Sandomierskiej. Z tego przejazdu zapamiętałem, że warto tam wrócić. 
Jagoda decyduje. Ładujemy rowery na platformę i jedziemy do Podklasztorza k/Sulejowa.


Zatrzymujemy się obok romańskiego opactwa cystersów. Wiedziałem, że to będzie strzał w dziesiątkę. Jagoda mówi, że już wie, gdzie odbędzie się kolejny plener. Podziwiamy późnoromańską świątynię. Wykonana jest z piaskowca szydłowieckiego. Utleniające się domieszki żelaza w kamieniu, wraz z wiekami dodały jej uroku. Romańskie detale architektoniczne cieszą oko. Dochodzimy do wniosku, że budowla jest ciekawsza i "bardziej romańska" niż katedra w Tumie.


Zwiedzamy teren opactwa. Reszki murów obronnych. Rzeźby z jakiegoś pleneru artystycznego. Korzystamy z przerwy pomiędzy mszami i zaglądamy do wnętrza kościoła. Wystrój barokowy. Całość robi bardzo dobre wrażenie. Przyjemne miejsce. 


Trochę czasu zeszło. Ale tak już mamy, że lubimy architekturę, a to kosztuje... tym razem cenny czas. Ruszamy. Decydujemy się zaryzykować i wybieramy drogę przez las zamiast równoległej asfaltowej. To też dla nas charakterystyczne, choć już nie jeden raz wpędziło nas w tarapaty. Tym razem jednak jest bajka. Droga doskonała, szutrowa, a wokół piękny, późnojesienny las. Jeszcze pełen kolorów. Jesteśmy zachwyceni.


Poprzez Jaksonek 😀

kierujemy się do Dąbrowy nad Czarną. Dzisiaj wieś jak wieś, z dużym neogotyckim kościołem. 

Kiedyś jednak była to wielka wieś, można nawet powiedzieć małe miasteczko. Jeden z dużych ośrodków garncarstwa. Bardzo stare osadnictwo. Pierwsze wzmianki pochodzą już z XIII wieku. Mijamy kościół oraz pomnik posadowiony za mostem, przy drodze upamiętniający zbiorową egzekucję przez faszystów zakładników z pobliskiego Tomaszowa. Kierujemy się chęcią zobaczenia zabytkowego dworu. Jest. Stoi z prawej strony drogi w lekkim oddaleniu. Ganek z kolumnadą. Mansardowy dach. Duży dwór. Robi wrażenie. Jest prywatny. Widać, że ktoś mocno inwestuje w niego samego jak i w otoczenie. Niestety, całość ogrodzona nowym płotem. "Teren prywatny". Szanujemy mir domowy i zadowalamy się jedynie obejrzeniem z perspektywy bramy wjazdowej.


Jedziemy dalej do miejscowości Rożenek. Tam czeka nas kolejny dwór. Ponownie wybieramy leśną drogę wzdłuż krawędzi doliny Czarnej. Trochę korzeni, trochę piachu, ale cisza i las. Jest ok. 
Dwór w Rożenku, położony na wysokiej skarpie, ponad drogą, rozczarowuje. Kiedyś przy dworze rozciągał się park dworski. Dzisiaj dwór został kupiony a działka z dawnym parkiem nie. Całość jest rozdzielona ogrodzeniem. Dwór wyremontowany, ale wygląda całkiem nijako. Takich "dworów" na nowych osiedlach mieszkaniowych jest pełno. 



Park całkiem zaniedbany. Jedynie piękne okazy drzew wskazują, że ktoś kiedyś miał tu piękny plan. No cóż. Bywa i tak.
Ruszamy i rozwijamy natarcie w ogólnym kierunku wzdłuż doliny Czarnej, na SE aby osiągnąć nasz główny cel strategiczny tej wycieczki Maleniec. Mijamy malownicze wioski. Dotykamy skraju Gór 
Świętokrzyskich. Rzeźba terenu staje się nieco bardziej intensywna. Fascynują nas mijane, liczne przy drodze studnie cembrowane płytami lokalnego piaskowca. Z kołowrotami. Głęboko kryjące lustro wody.  Pamiętam takie z dzieciństwa, ale obecnie w naszych okolicach już takie wyginęły.




Ładne tereny. Lubimy tak jechać "Polską lokalną". W spokoju. Nieco monotonnie mijać kolejne wsie, kolejne krajobrazy. Nie wiem dlaczego to lubimy i co w tym ciekawego. Tak po prostu jest, że czerpiemy z tego jakąś przyjemność i to nas nie nuży. Tylko wytłumaczyć tego nie potrafię. Ogólnie trzymamy sie doliny rzeki Czarnej przecinając kilkakrotnie jej malownicze koryto i dno dolinne.



Tereny te mocno ucierpiały kilka lat temu w czasie nawałnic wiatrowych. Wciąż jeszcze mijamy liczne, wykrocone drzewa, chociaż główne obszary wiatrołomów są już oczyszczone przez leśników
i rośnie tam młody las. Dzisiaj ledwo odrastający od ziemi. Na belkach sośniny robimy sobie pierwszy postój gastronomiczny nasłuchując odgłosów polowania. Sądząc po natężeniu kanonady polują chyba na komary, bo inaczej to zastrzelili już chyba wszystko co się ruszało.






Maleniec. No właśnie dlaczego tam? Mało kto słyszał, mało kto wie. Ale ta niepozorna dzisiaj wioska, wraz z sąsiednimi Machorami, była w XIX wieku jednym z serc Staropolskiego Okręgu Przemysłowego. To tutaj w końcu XVIII w kasztelan łukowski Jacek Jezierski, który kierując się zarówno przesłankami biznesowymi jak i patriotycznymi, założył kombinat metalurgiczny. Przetwarzał on surówkę żelazną uzyskiwaną z okolicznych wielkich pieców hutniczych bazujących na pobliskich rudach darniowych oraz hematytowych. Manufaktura w późniejszym okresie zmieniła swój profil i ostatecznie była jedną z większych wytwórni artykułów metalowych (łopaty, szpadle itp) oraz gwoździ z blachy. Funkcjonowała aż do 1967 r. 



Obecnie manufaktura jest muzeum techniki. Jadąc tam w niedzielę, lekkim popołudniem nie obiecywaliśmy sobie, że uda nam się je zwiedzić. Nauczeni smutnym doświadczeniem długiego weekendu majowego i skansenu we Wdzydzach Kiszewskich, przekonani byliśmy, że będzie nieczynne. Przecież w soboty a w niedziele to już koniecznie i wszelkie dni wolne od pracy obiekty turystyczne muszą być zamknięte. Bo przecież jest wolne lub co najmniej pracować krócej. Spotkało nas jednak bardzo miłe zaskoczenie. Muzeum jest czynne i można je zwiedzać za jedyne 5 zł od osoby. Super!!!
Obiekt jest absolutnie godny polecenia. Zachował się tam w pełni oryginalny, XIX wieczny manufakturowy cykl produkcyjny z oryginalnym mechanicznym systemem napędowym.
Energię fabryce dawały spiętrzone wody rzeki Czarnej...


... które systemem koryt podawane były na wielkie koła wodne







Koła te przekazywały dalej energię na szereg kół zębatych, które z kolei napędzały główny, wielosegmentowy wał napędowy



Wał ten biegł przez całą halę fabryczną


i od niego, systemem kolejnych przekładni pasowych napędzane były poszczególne maszyny fabryczne.

Gwoździarka

Szlifierka

Wiertarka



Wiertarka

Napęd hali gwoździarni

Prasa do walcowania blach
Piękno i prostota mechaniki jest wprost urzekająca. Czuć tam ducha rewolucji przemysłowej. Czasów, kiedy człowiekowi wydawało się, że wkrótce sięgnie do gwiazd. Wystarczy spojrzeć na ten przepiękny młot resorowy. Mimośrodowy napęd z elastycznym cięgnem i resor piórowy kumulujący energię. Tak wygląda mechaniczne piękno. 


Cały układ energię gromadził w postaci kinetycznej w gigantycznym kole zamachowym, które stabilizowało również chwilowe obciążenia układu.



Takie jeszcze ciekawostki z Maleńca:

Tokarka mechaniczna
Formy do wyrobu szpadli
Walce stalowe do prasowania blach w walcowni

System transportu wewnętrznego na ręcznych wózkach (wewnątrz można sobie takim pojeździć :)
Warto też dodać, że obiekt dysponuje również bazą noclegową. Około 6 miejsc w cenie 30 zł, ale pani mówiła, że i więcej osób się zmieści. Na terenie jest staw i wiata piknikowa. Bardzo ciekawa miejscówka.

Wskakujemy na rumaki i jedziemy dalej. No dalej było, bo niestety muzeum nas tak rozkojarzyło, że nie w tą stronę pojechaliśmy co trzeba. Dzięki temu mieliśmy okazję dwa razy przejechać się wzdłuż zalewu w Maleńcu. Jest też strata, bo urywa się kabelek od licznika. Irytujące. Zawracamy i jedziemy do sąsiedniej miejscowości Machory. Tutaj znajduje się jeszcze większy kompleks przemysłowy, który przebył drogę od zakładu metalurgicznego, poprzez fabrykę tektury, po wytwórnię ceramiki. W XIX wieku ceramikę z niego pochodzącą, głównie płytki, można było nabyć w sklepach firmowych w całym Imperium Rosyjskim, w tym w Warszawie, Wilnie i St. Petersburgu. Dzisiaj niestety budynek jest w ruinie


chociaż w czasie swego rozkwitu przewyższał zdecydowanie wartością produkcji zakłady w Maleńcu. Widać, że ktoś podjął próbę odnowienia zabytku, ale efekt jest niewielki. 



Nie wchodzimy do samego budynku, chociaż mamy na to dużą ochotę. W obiekcie i wokół niego jest dużo psów. Kiedy podchodzimy bliżej zwierają szyki i czuć, że atmosfera gęstnieje. To chyba ich teren. Nie ryzykujemy potencjalnej konfrontacji z tą zgrają i wycofujemy się. Oficjalna wersja odwrotu mówi, że jest dosyć późno jak na listopadowy dzień, a my chcemy jeszcze za widoku odwiedzić Diablą Górę. Musimy zatem zmodyfikować nasze plany. Pierwotnie chcieliśmy jeszcze podjechać do byłego miasta - Fałkowa. Są tam bardzo malownicze ruiny dużego dworu obronnego. Zmieniamy jednak marszrutę i kierujemy się wprost na Diablą Górę.

Diabla Góra (285 m.n.p.m) to wybitne morfologicznie wzniesienie. Jest najwyższym elementem Wzgórz Opoczyńskich. Góruje zdecydowanie nad swoim otoczeniem. Dla mniej zawsze jest takim pierwszym lub ostatnim wybitnym elementem Gór Świętokrzyskich. Mówię patrz niedowiarku. Widzisz tą majestatyczna górę? To są Góry Świętokrzyskie, w domenę których właśnie wjeżdżasz. I ludzie widzą i wyznają swą wiarę, choć chwała tym, co uwierzyli nie widząc. 
Góra ta kryje w sobie również rezerwat leśny i dwa pomniki. Szczególne wrażenie robi ten położony na kulminacji. 




Poświęcony jest żołnierzom 25 pp AK. Pułk ten skoncentrował się w tym rejonie w listopadzie 1944 roku w ramach akcji "Burza". Nigdy jednak, jako zwarta jednostka nie wszedł do walki, bo w tym samym czasie Niemcy zgromadzili w tym obszarze duże siły odwodowe przeciwko Frontowi Ukraińskiemu, który stał nad Wisłą. W efekcie pułk rozformowano i rozproszono do niewielkich, mobilnych oddziałów. Sam pomnik robi jednak duże wrażenie, dzięki ogromnej postaci orła wkomponowanego w jego bryłę. 

Nie śpieszymy się. Nie ma sensu. I tak ostatnie 25km, do samochodu czekającego w Podklasztorzu przejedziemy po ciemku. Tak to w listopadzie na wycieczkach bywa.  Zatem u stóp dolnego pomnika robimy sobie popas obiadowy. Wyjadamy resztę naszego prowiantu i gorącą herbatę. Odpoczywamy trochę. Wraz z zapadnięciem zmroku ruszamy. Pierwszy odcinek, w ciemnościach przez las jest dosyć ekstremalny, ale ratuje nas moja czołówka pracująca jako szperacz. Odnajdujemy cywilizowaną drogę. Zakładamy kamizelki odblaskowe i grzecznie lokalnymi asfaltami wzdłuż doliny Pilicy, która podobno jest gdzieś w ciemnościach po naszej lewej stronie, docieramy bez niespodzianek do samochodu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz