2018.09.30 Dzień 2
Szczebrzeszyn – Radecznica – Błażek –
Modliborzyce – Radomyśl - Sandomierz (148 km)
Jesienny dzień jest krótki a długa droga przede mną. Zrywam
się zatem wraz z pierwszymi promieniami słońca i niemal natychmiast wyruszam w
mglisty jeszcze i pokryty kroplami perlistej rosy świat. Nasłuchując dźwięków
budzącej się do życia okolicy…
Ok. Jak pisała hajduczek, że może by się przejechała ze mną,
to taką jej wizję przedstawiłem. Zapewne dlatego też wybrała innego J. Plan ten był jednak szczery
i prawdziwy. Niestety okrutny los, brutalna proza życia i ciepłe łóżko
sprawiło, że planowaliśmy jak zawsze a wyszło jak zwykle. Ruszam na trasę koło
8.30 i zjeżdżam do rynku aby powitać dzień wraz z rzeźbą chrząszcza, który
brzmi w Szczebreszynie.
Szczebrzeszyn. Pomnik chrząszcza na rynku (jest jeszcze jeden, drewniany dla zainteresowanych) |
Samo miasteczko bardzo interesujące historycznie ale po
cukierkowatym Zamościu i takowym Zwierzyńcu wyraźnie mniej doinwestowane. Pewnie to
kwestia skuteczności lokalnych samorządów w pozyskiwaniu środków zewnętrznych, ale to nie mój problem.
Szczebrzeszyn był miastem wybitnie wielokulturowym. Oglądam zatem dawną
cerkiew prawosławną, jedną z pierwszych murowanych na tym obszarze oraz dawną
synagogę i jeden z największych kirkutów.
Szczebrzeszyn. Cerkiew prawosławna |
Szczebrzeszyn. Dawna synagoga |
Fascynujący musiał być klimat takiego miasteczka. Prowincjonalnego,
wielokulturowego. Jakże pewnie barwny i zróżnicowany. Niestety nie dane nam już
tego doświadczyć. Dzisiaj już tych mniejszości nie ma. Czas II wś zniszczył ten świat bezpowrotnie i możemy tylko
usiąść chwilę zamknąć oczy i spróbować „zobaczyć i usłyszeć” ten specyficzny
gwar i nieistniejące już obrazy.
Z miasta wyprowadza mnie droga poprowadzona dnem długiego
parowu rozcinającego krawędź rozległego płata lessowego.
Szczebrzeszyn. Malowniczy wyjazd z miasta w kierunku W |
To właśnie w lessach wykształcone jest „Piekło szczebrzeszyńskie” czyli jeden z największych w Polsce
labiryntów wąwozów. Czerwony szlak rowerowy prowadzony jest jednak
grzbietem płata zatem zwiedzanie wąwozów trzeba odłożyć na kolejną wizytę i
niewątpliwie na lekko bo teren jest bardzo trudny dla rowerów. Jazda
kompletnie nie idzie, bo przepiękne widoki ciągle skłaniają do zatrzymywania.
Kontemplowania. Fotografowania. Wiem, ze wieczorem braknie mi czasu, ale to co
mnie otacza to jest właśnie sens dla którego używam roweru. Nigdy nie
interesowało mnie jeżdżenie rowerem. Jeżdżę bo to umożliwia mi doznawanie
właśnie takich widoków i przeżyć.
Okolice Szczebrzeszyna. |
Okolice Szczebrzeszyna. |
Okolice Szczebrzeszyna. |
Okolice Szczebrzeszyna. Quo vadis? |
Niewątpliwie krajobrazowo odcinek czerwonego Centralnego
Szlaku Rowerowego Roztocza położony na W od Szczebrzeszyna to jego
najpiękniejszy fragment. Wszędzie wokół rozciągają się wielobarwne wstęgi pól
rozcinane zadrzewionymi wąwozami i parowami. Moją uwagę przykuwają „wysokie
miedze” efekt uprawy na stoku i niedostatecznego zabezpieczenia przed procesami
erozyjnymi.
Wysokie miedze na polach uprawnych k/Szczebrzeszyna |
Miedze pomiędzy polami, utwardzone całoroczną roślinnością opierają
się erozji. Odsłonięte powierzchnie uprawne ulegają stopniowej erozji, głównie
spłukiwaniu. Patrząc na te formy łatwo wyobrazić sobie ile gleby i skały
macierzystej zostało już usuniętych z tego obszaru. Jednak rolnictwo było tu i
będzie. Warunki glebowe i klimatyczne są bardzo dobre. Korzystają z tego
plantatorzy tytoniu, który wraz z chmielem jest rośliną tak charakterystyczną
dla tego obszaru.
Okolice Szczebrzeszyna. Plantacja tytoniu |
Droga jest w większości asfaltowa jednak niektóre odcinki
gruntowe, poprowadzone niemal na przełaj przez pola wyglądają niczym średniowieczne
„memento mori” dla rowerzysty, który zapędzi się w to szczebrzeszyńskie
piekiełko po opadach deszczu.
Po deszczu? Lepiej nawet nie myśleć. |
Na szczęści mi towarzyszy słońce. Pogoda jak na
koniec września jest wprost idealna.
Zjeżdżam z płata lessowego. Podążam szeregiem wąwozów często
wciętych w przepiękne jesienne lasy bukowe. Jest pięknie. Odcinek jednak trudny. Góra, dół. Wyżyna i urozmaicona rzeźba terenu daje o sobie znać.
Okolice Szczebrzeszyna. Wąwóz drogowy w buczynowym lesie |
Okolice Szczebrzeszyna. Jazda takimi wąwozami to prawdziwa frajda |
Miejscowość Radecznica z klasztorem oo. Bernardynów
sanktuarium i Bazylika św. Antoniego. Jakże bliski mi patron. Wiecznie czegoś
szukam. Rozważam podjechanie pod to wzniesienie, ale trwa msza. I tak nie zwiedzę zatem wnętrz. Rezygnuję zatem ograniczając się do podziwiania sanktuarium z zewnątrz.Sam klasztor położony bardzo malowniczo na krawędzi wyżynnej. Robi
duże wrażenie z poziomu drogi.
Radecznica. Klasztor o. Bernardynów i sanktuarium św. Antoniego |
Radecznica. Klasztor o. Bernardynów i sanktuarium św. Antoniego |
Wydaje się, że cała miejscowość żyje tym
klasztorem. Park wiejski ma staw, a na jego brzegu kapliczka poświęcona św. Antoniemu. Na stawie
wyspa z pomnikiem religijnym. Na terenach zielonych obok jeszcze jedna
kapliczka i ołtarz polowy. Całość bardzo zadbana i robi dobre wrażenie, ale ciekawe ile dni trwa tu niedziela?
Radecznica. Kapliczka św. Antoniego |
Radecznica. Wyspa w parku wiejskim |
Religijność tych obszarów widać powszechnie. Mijam dziesiątki bardzo
zadbanych i często zaawansowanych architektonicznie kapliczek przydrożnych.
Niektóre są naprawdę interesujące. Są też świadectwa burzliwej przeszłości. Głównie cmentarze z okresu I wś, w czasie której trwały tu zacięte
starcia między wojskami Rosyjskimi i Austro-Węgierskimi.
Roztocze. przydrożna kapliczka |
Roztocze. Cmentarz z czasów I wś |
Niestety jakość dróg jest odwrotnie
proporcjonalna do zadbania i estetyki obiektów sakralnych. . Dawno nie spotkałem tak
fatalnych odcinków asfaltowych, które ciągną się dziesiątkami kilometrów. Prawdziwa masakra. W
efekcie spotyka mnie pierwsza awaria. Się poluzowała i raczyła odłączyć od
zestawu śrubka mocująca błotnik. Do akcji zatem wkracza największy przyjaciel
rowerzysty – trytytka, która ratuje sytuację.
Trytytka w akcji. Należy ustalić, kto ją wynalazł i dać mu Nobla |
Jadę dalej podziwiając wciąż przepiękne, malowane Roztocze,
aż do miejscowości Błażek, gdzie postanawiam opuścić czerwony szlak.
Dalej
podąża on na Kraśnik a ja śpieszę do Sandomierza zatem trochę nam nie po
drodze. Odbijam na SW na Modliborzyce. Wybieram obiecującą drogę, wiodącą
według mapy dnem głęboko wciętej doliny
i… przeniosło mnie w Beskidy. Zjeżdżam 7 km wąskim dnem doliny, wzdłuż wartkiego
potoku i zalesionego przepastnego zbocza z lewej. Rzadka, przysiółkowo
rozrzucona zabudowa gospodarska. Droga wije się, przekracza mostki.
Niesamowite. Fascynujący odcinek.
Przeskakuję przez Modliborzyce zatrzymując się jedynie przy
dawnej synagodze i wjeżdżam w Lasy Janowskie.
Modliborzyce. dawna synagoga |
Tutaj i w sąsiedniej Puszczy
Solskiej na dużą skalę rozwijała się partyzantka w czasie okupacji niemieckiej.
Pieśni partyzanckie brzmią dobrze ale świadectwa tego czasu, które mijam są
przygnębiające. Spacyfikowane wsie puszczańskie. Wy mordowane całe
rodziny. Nazwiska dzieci, którym jeszcze nie nadano imion. Bestialstwo wobec
bezbronnej ludności przygnębia.
Lasy Janowski - Kalenne. Pomnik pomordowanych mieszkańców puszczańskich wsi |
Jest późno. Lasy Janowskie kąpią się w złotym słońcu
zmierzchu, a ja jeszcze nie dojechałem do Radomyśla nad Sanem.
Lasy Janowskie w promieniach zachodzącego słońca. |
Pamiętacie te
komunikaty IMGW ... poziom Sanu w Radomyślu tyle i tyle? Ile było nie wiem, bo
mijam go w kompletnych ciemnościach. Nieprzebierając w środkach jadę do
Sandomierza. Tam mam nocleg w Domu Wycieczkowym „Salus”, który zdecydowanie
polecam jako budżetowe lokum. Docieram na miejsce trochę po 20.00. Musze
przyznać, że jestem zmęczony. Blisko 150km urozmaiconego terenu i przeważnie
fatalnych nawierzchni czuję w nogach. Do tego dochodzi irytacja
koniecznością pośpiechu w czasie dnia i pokonywania znacznego odcinka po
zapadnięciu zmroku. Nie to tygryski lubią najbardziej!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz