Królewskie Źródła 2018.07.22


Grupa Rowerowa SPINKA popularyzuje turystykę rowerową. Obok rajdów "wokół komina" chcemy inspirować do wycieczek dłuższych. tak powiedzmy ponad 50 km w okolicach Pabianic i prowadzonych w tempie "turystycznym" co rozumiemy jako przelotowa szybkość 15-20 km/h. Oczywiście ta propozycja jest skierowana dla nieco zaawansowanych rowerzystów, ale jaki niesie w sobie potencjał. Wycieczka do Królewskich Źródeł koło Żeromina a ten koło Tuszyna :) wpisuje się właśnie w ten nurt.

Niedziela zapowiadała się pięknie. Nawet zbyt pięknie bo 30 stC i słoneczko to nader szczęścia jak na pedałowanie. Ku naszemu zaskoczeniu na starcie pojawiło się około 60 cyklistów z Pabianic.

Wycieczka połączona była z celem charytatywnym. Prosiliśmy o dobrowolne datki dla wielodzietnej rodziny, której spalił się niedawno dom.  Podobno dobro wraca, zatem warto widzieć dalej niż swój własny świat. Na starcie woda mineralna Święcicki Zdrój, wszak to właśnie tam jedziemy. Taka miła refleksja ze startu to to, że coraz więcej twarzy staje się znajoma. Miło :)

Ruszamy...


 Znajome dróżki do rezerwatu Molenda i Tuszyn. Jest petycja z grupy o sklep. Na szczęście Art. Monopolowe, na rynku zawsze w pogotowiu i na szczęście mają też napoje pozbawione procentów. Miły cięń w parku. Jest i budka z lodami włoskimi. No niestety. Szału nie ma, choć lepszy taki lód niż żaden. Jedziemy na Żeromin i skręt w boczną drogę w prawo. Mijamy dawny folwark z gorzelnią. Pamiętam go. Prawie ruina. Teraz stoi pięknie odnowiony. Dawna gorzelnia przerobiona na wytwórnię wody mineralnej Święcicki Zdrój. Miło patrzeć na taka metamorfozę.





  Wjeżdżamy w szutrówki i docieramy do Królewskich Źródeł. Jestem tu pierwszy raz i ... miłe zaskoczenie. Źródła pięknie biją. Robi to wrażenie. Jedno wybija z wydrążonego głazu. Woda lodowata, aż w zęby strzyka. Lekki posmak siarkowodorowy. Teren wokół źródeł zadbany. Nasadzenia krzewów i rabaty z kwiatami. Imponuje duża skalna grota, z tarasem widokowym. Można schronić się w środku. Tam ławki, w centralnej części mini studia z bijącą wodą źródlaną. Widok na kwiaty. Miły chłód od skał i cieknącej wody. Naprawdę miejsce godne odwiedzenia i chwili relaksu.




To cel naszej wycieczki, ale nie jej koniec. Postanowiliśmy spontanicznie, że skoro jedne źródła już widzieliśmy to podjedziemy jeszcze do źródeł Dobrzynki. Po drodze Złoty Młyn i jedzonko obiadowe. Jak to tam bywa smacznie i dużo, a nawet bardzo dużo. Trochę czasu zmitrężyliśmy, bo kilometr przed karczmą nagle wystrzeliła dętka w jednym z rowerze a jak się okazało rozerwana była opona. Zatem jedni naprawiali inni jedli schaba. Później była zmiana ... no prawie. Jedni jedli a drudzy czekali. W naturze nic nie ginie. 

Kawałek dalej dojeżdżamy do źródeł Dobrzynki.  

 
 
 Tutaj więcej sentymentu, wszak to nasza "domowa" rzeka, ale mniej efektownie. Niegdyś źródło rzeki było widoczne i pulsowało wyraźnie. Teraz stosunki wodne i otoczenie się zmieniło. Całość jest zarośnięta rzęsą i funkcjonuje jedynie małe bajorko, całkiem niezachęcające do penetracji. O ty, że to właśnie tu świadczy pamiątkowa tablica wbita w sam środek bajorka... którą sami ustawiliśmy w tym miejscu ileś to już lat temu.




I to by właściwie było na tyle. Na powrocie tradycyjnie postój w centrum integracyjnym w Zofiówce i przez Rydzyny prosto do domu.



Było super. Do następnego razu.

1 komentarz: