2020 Jordania - nieskończona opowieść (1)

Przygotowania

Termin: 2020.03.06-16

Rower: Surly Ogre

Ten wyjazd miał być „inny” pod wieloma względami. Jak się okazało „inny” był, ale z przyczyn, których w swoich planach absolutnie nie przewidywałem. Zatem co miało być takiego odmiennego? Raz, że celem była Jordania. Zatem kraj muzułmański o całkiem odmiennej kulturze społecznej i obyczajowości niż Europa. Europa, z jednej strony jest oczywiście różna, ale z drugiej przewidywalna i jednak bardzo podobna. Różnice kulturowe między krajami, sposób bycia społeczeństw, normy zachowań, to ciekawe smaczki a nie zasadnicze różnice. Kraje muzułmańskie pod tym względem wyróżniają się znaczną odmiennością. I w takim kraju rowerem jeszcze nie byłem. Wcześniejsze pobyty, rodzinne, hotelowe. Tego nie liczę. Nie ma właściwie różnicy w jakim kraju leży wielogwiazdkowy hotel. Schemat jest uniwersalny.

Jadąc rowerem wtapiamy się w lokalne społeczności. Przemieszczamy się powoli, korzystamy z lokalnego handlu, szukamy noclegów, spotykają nas różne problemy. W końcu sami jesteśmy atrakcją. Zatem nie da się przemierzyć kraju rowerem i nie wchodzić w interakcje z miejscowymi. Lubię to. Lubię patrzeć na ten „puls społeczny”, na "ducha ulicy". W różnych krajach jest on odmienny. To jeden ze smaków podróży rowerowych, którym delektuję się z lubością. I takie też oczekiwanie miałem po wyjeździe do Jordanii.

Jordania jako cel wyjazdu różnił się też środowiskowo od ostatnich wojaży. Północna Norwegia, setki kilometrów za północnym kołem podbiegunowym. Islandia, ze swoim wiatrem i chłodem lodowców. Tutaj miały czekać na mnie pustynie, wielbłądy i gorące słońce. Zrodziły się nowe pokusy. Cieplej i mniejsze ryzyko deszczu spowodowały, że postanowiłem też podjąć wyzwanie dotyczące sposobu spakowania ekwipunku. Do tej pory konsekwentnie stosowałem styl „sakwiarski”. Taki, trochę oblężniczy. Cztery sakwy, dużo miejsca i wszystko co teoretycznie się przyda, jedzie ze mną. Na wyjazd do Jordanii postanowiłem iść „na całość” i spróbować przejechać trasę w stylu „bikepackingu”. Moda? Może i tak, ale czemu nie spróbować. Pierwsze przymiarki, na krótkich wypadach w Polsce były za mną, zatem wypłyńmy na szersze wody. Czym jest „bikepacking”. Generalnie to idea maksymalnego zredukowania ekwipunku, tak masy jak i objętości. W zamian można zrezygnować z bagażników, sakw a całe wyposażenie przymocować bezpośrednio do ramy roweru.

Tak spakowany rower prowadzi się znacznie lepiej, stabilniej, stawia mniejsze opory aerodynamiczne i jest znacznie bardziej „dzielny” przy pokonywaniu przeszkód terenowych. A że miejsca na bagaż w tym systemie jest dużo mniej, to i maneli trzeba zabrać mniej. Zatem waga zestawu spada. Najlepsi mieszczą się w 10kg bagażu. Ja walczyłem dzielnie, ale i tak całość wyposażenia doszła do 12 kg. Odchudziłem też rower zmieniając niektóre części jak np. komplet kół, siodełko oraz odkręcając od niego wszystko, co do jazdy konieczne nie jest. To dało zmniejszenie jego masy o około 6 kg. Czy to dużo? Nawet bardzo dużo. Finalnie, ruszając do Jordanii całość mojego bagażu ważyła 24kg, w tym rower. Rok wcześniej, na wyprawie do Islandii, zestaw bagaż + rower ważył około 40 kg. Redukcja 16 kg to bardzo dużo. przepaść. Miało to zaowocować na planowanym do przejechania Jordan Bike Trail, terenowym szlaku po górskich bezdrożach Jordanii. Na to konto poszły też szerokie gumy, bo na Jordanię wybrałem się na oponach 2.3"

Dlaczego właśnie Jordania?

Jak to często bywa, cel wyprawy jest wypadkową świadomej woli i zrządzenia losu. Wyprawę do Izraela i Jordanii, planowałem ekstensywnie od jakiegoś już czasu. Mój pomysł i plan opierał się generalnie na pętli wokół Morza Martwego. Od słowa do słowa w różnych kręgach zaowocowało, ze nagle, pewnego ładnego październikowego dnia, kolega z forum Podróżerowerowe  spytał:

- Słyszałem, ze planujesz wyjazd na Bliski Wschód?

– No tak. Myślę o Izraelu i Jordanii, tak na dwa tygodnie

– Bo, wiesz. Mamy grupę na dwa tygodnie na Jordanię. Jeżeli chcesz to jesteś mile widziany.

Jak tu nie skorzystać z zaproszenia do tak zacnego grona Krakusów. A na poważnie, to koledzy mają ogromne doświadczenie podróżnicze, w tym bywali już w krajach muzułmańskich, jak np. Maroko. Czy też zjechali kawał Azji. To znacznie ułatwia życie. Grupa, z pierwotnych trzech osób, jakoś tak się szybko rozrosła do …6 osób. Dużo. To też miało być nowe doświadczenie. Razem, cała grupa spotyka się i poznaje tradycyjnie niemal w momencie wylotu. Tym razem i tak lepiej niż w poprzednich latach, kiedy pierwszy raz widzieliśmy się na lotnisku.

Tutaj w różnych układach poszczególni członkowie zespołu już z sobą jeździli. W sumie jednak, razem spotykamy się pierwszy raz. To zawsze jest taki, specyficzny moment. Ludzie widzą się pierwszy raz i mają świadomość, ze zaraz spędzą ze sobą długi czas. Lekko się rumienię z nieśmiałości :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz