Załęczański Park Krajobrazowy (2)
Termin: 2020.09.13
Dystans: 70km
Rower: Giant Toughroad
Stoję sobie zatem nad brzegiem Warty i dumam, że to głupie nie pojechać na most, ale zmarnować taką okazję przygody, to prawdziwe marnotrawstwo. Wody w Warcie mało, dno
piaszczyste, świeci słońce i jest ciepło, a rower bez sakw. Wszystko dokładnie odwrotnie niż na brodach Islandii. Zatem podejmuję decyzję. Całkiem nie rozumiejąc zdziwienia kajakarzy dzielnie brnę w poprzek rzeki z rowerem pod pachą. W sumie było super. Tak z 10cm płycej i nawet slipy pozostałyby suche. A tak niestety przyszło jechać w mokrych. Ale ile zdobyłem wiwatów z drugiej strony przeprawy. Rzecz bezcenna. Leśnymi duktami i kieruję się do rzeczonego wyżej mostu przez Wartę. Wcześniej przystaję jednak pod pomnikiem Chwały Żołnierzy Armii “Łódź”.
Żołnierzom Armii Łódź |
Miejsce jest istotne w przebiegu zmagań, bo właśnie na tym odcinku, bronionym przez 82pp/30DP nastąpiło przełamanie obrony dywizji co zaskutkowało jej odejściem w dniu 3 IX na główną pozycję obronną. Zatem kolejny raz przekraczam rzekę, tym razem w cywilizowany sposób po moście. uzupełniam Świeże Mleko w sklepie w Załęczu Wielkim (pani ekspedientka była mało miła) i kieruję się na obiadek, który postanawiam zjeść w najbardziej zacnym miejscu, czyli na Górze Zelce. Wcześniej jednak odwiedzam Granatowe Źródła. Jest to zespół krasowych wywierzysk założonych na krawędzi dna dolinnego na odcinku około 1km.
Jedno z wywierzysk Grantowych Źódeł |
Zasilają one podłużny zbiornik o krystalicznej wywodzi i charakterystycznym granatowym odcieniu, skąd wywodzi się nazwa stanowiska. Fotki koloru raczej nie oddają ale rzeczywiście, granatowa barwa jest wyraźnie dostrzegalna
W naturze woda jest pięknie granatowa |
Dodatkową atrakcję sprawia rodzina łabędzi. Spędzam więc tam dłuższą chwilę podziwiając żerowanie ptaków foto łabędzie No właśnie. Łabędzie się objadają, a ja coraz bardziej czuję pustkę w brzuchu.
Pora obiadu |
Zatem ku Górze Zelce i Rezerwatowi “Węże”, bo tam postanowiłem obiadować. Licząc na spotkanie porządnej wiaty turystycznej odwiedzam wejścia do kolejnych jaskiń w rezerwacie. Na pierwszy ogień idzie Jaskinia Mała.
Jaskinia Mała |
Kusi wejść, ale to oznacza znaczne straty w stanie ubrania i tak juz nadwyrężonym przez Wartę. Zatem po chwili wahania w strumieniu lodowatego powietrza wiejącego z otworu jaskini, postanawiam zrezygnować (cóż zdarzają się rozsądne decyzje) i podjeżdżam/podpycham do Jaskini Draba.
Jaskinia Draba |
Tutaj już nie mam dylematów bo gruba krata i kłódka skutecznie utrzymują zainteresowanych na zewnątrz korytarzy. Podobnie jak kolejna jaskinia “Za kratą”, ale sama nazwa mówi co nas czeka.
Jaskinia "Za kratą" |
Przy jaskiniach ciekawe tablice informacyjne w ramach ścieżki dydaktycznej.
Historia każdej jaskini, lubię ciekawe tablice informacyjne |
Wyjeżdżam na powierzchnię kulminacyjną Góry Zelce. Dzisiaj prezentuje ona ciekawe murawy kserotermiczne, rozwinięte na wapieniach.
Góra Zelce często pojawia się jako punkt widokowy. Jednak w tym aspekcie to już przeszłość. Sukcesja roślinna jaka nastąpiła po ostatecznym wstrzymaniu eksploatacji w latach `60 minionego wieku spowodowała zarośnięcie zboczy i dzisiaj żadnych widoków nie uświadczymy. W sumie prosi się o wieżę widokową w tym miejscu. Wieży jednak brak, tak jak i wiaty na zjedzenie obiadu. Zatem podjeżdżam do jaskini Stalagmitowej, ukrytej pod kunsztowną zabudową...
... a następnie do Jaskini Zanokcica, która jednak swą nazwę nie wywodzi od nazwiska, a od jednego z gatunków paproci, które bujnie porastają wapienne skałki rezerwatu.
Tutaj wstęp do jaskini jest możliwy, jednak wymaga sprzętu alpinistycznego. Podobno łączy się ona z Jaskinią Draba, którą wywożono urobek.
Konsekwentnie kieruję się do Jaskini Samsonowicza, wybitnego geologa przełomu wieków, profesora uniwersytetów we Lwowie i Warszawie
Pokrzepiony kieruję się na ku Rezerwatowi Szachownica jednak po drodze gwałtownie daję po hamulcach. Wyrasta z boku wapiennik, z którego snuje się dym! Zatem działa! Pierwszy tradycyjny, zasypowy wapiennik, który działa! Myślałem, ze dzisiaj ta technologia jest już śpiewem przeszłości a tu taka niespodzianka. Podjeżdżam szukając drogi do niego. W końcu się udaje i robię fotki tego cudu.
No i tak sobie chyłkiem, skrajem lasu to ścieżynką to dróżką, kombinując na bieżąco podążam jeszcze do Jaskini Ewy. Samej jednak nie znajduję. Odpuszczam w morzu kolczastych krzaków. I tak pewnie Ewy nie zastanę :) Czas decyzji Quo vadis bo miejsc ciekawych jeszcze wiele ale czasu na realizację mniej. Pozostaję w duchu relaksu i nie zamierzam cisnąć korby. Kieruję się na Szachownicę.
Ścieżka dydaktyczna przed J. Szachownica |
Na wapiennych złomach skalnych tablice informacyjne poświęcone w głównej mierze obecnym mieszkańcom jaskini, nietoperzom. Sama jaskinia również przeszła prace zabezpieczające, bo lata eksploatacji nadwyrężyły górotwór i groził on zawaleniem
Zaczyna się złota godzina a ja kieruję się już w kierunku Działoszyna, wcześniej jednak postanawiając odwiedzić stary kamieniołom w Lisowicach. I to była dobra decyzja. Trafiam tam przy kapitalnym, kontrastowym, złotym świetle zachodzącego słońca.
Kamieniołom Lissowice |
Na dowód, że byłem na tej wycieczce |
Światło, które mnie urzekało dla aparatu było zmorą, zatem jak to wyglądało w naturze, w większości musicie sobie wyobrazić. To co widać na zdjęciach to nędzna imitacja piękna, które mnie otaczało. I całkowitej ciszy.
Kawałek dalej staję przy kolejnych źródłach wywierzyskowych. Tym razem wstępujących jako typ źródeł korytowych, które oddają swe wody bezpośrednio do rzeki. Rzadki przypadek możliwości obserwowania tego typu źródeł, bo najczęściej rzeka skrywa swe sekrety pod tonią.
Wywierzyskowe źródła korytowe |
Poganiany delikatnie przez kryjące się za
linią horyzontu słońce próbuję dojechać do Działoszyna. Jest to
mocno utrudnione, bo ciągle na przeszkodzie wyrastają mi godne
obejrzenia i zatrzymania się atrakcje. A to ładny widoczek na koryto
rzeki,
Warta koło Działoszyna |
a to kawałek odkrywki wapieni,
a to znów pozostałości górniczej przeszłości w postaci nieczynnych wapienników obok kamieniołomu w Raciszynie.
To znów możliwość wejścia do wapiennika i zrobienia zdjęcia nieba przez komin, no i jak tu się oprzeć
a jak już wszystko się zobaczy to przy kolejnym wapienniku, na tle blizny ziejącej w jego mocarnych niegdyś ścianach i osmalonego, czarnego, pamiętającego koksowy żar wnętrza rośnie samotny czerwony kwiat.
No to chyba nic dziwnego, że nie da się dojechać do Działoszyna wcześniej, a żona się dziwi, ze tak późno wróciłem.
Przecież to jasno widać, że jestem całkiem niewinny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz