Barwy jesieni
Termin: 2019-10-20
Rower: Cannondale Topstone
Obszar: Wokół komina
Pogoda sprzyja. Żona też, więc wsiadam na rower. Psa mi tylko żal. Zostaje w domu. Planowana trasa jest jednak zdecydowanie za długa dla niego. Jedyne co mogę zrobić, to poprosić dzieciaki, żeby przewietrzyły futro.
Ładnie robi się już w moim domowym lasku, 1,5km od domu.
Ładnie robi się już w moim domowym lasku, 1,5km od domu.
Las domowy |
Las domowy |
Przebijam się przez Klimkowiznę i Chechło do Lasu Hermanowskiego. Tam oczywiście rezerwat "Wielka Woda".
Wielka woda w jesiennym słońcu |
Groszek |
Planu pełnego nie było. Wszak ewakuacja na spontana. Póki czynnik zarządczy zdania nie zmieni. Świta jednak idea, żeby sprawdzić kilka drużek w Lasach Dłutowskich. Ostatnio leśnictwa buduje drogi przeciwpożarowe, a i gminy inwestują. Zatem zmienia się "dostępowa" topografia lasu. Pojawiają się nowe, bardziej wygodne trakty, a inne siłą rzeczy są już mniej super. I takie właśnie rozpoznanie bojem zamierzam przeprowadzić w Lesie Dłutowskim. Oczywiście jesienne czary mary działa.
Za winklem zdjęcia w prawo Dłutów |
Do tego ten szum liści... |
Rekonesans bardzo owocny. W głowie zakodował się już obraz nowej sieci komfortowych duktów leśnych, którymi można zjechać nad potężne stawy dawnego majątku Dłutów. Tutaj widoki rodem z pojezierzy
Wiosła zostały w domu niestety |
Co tam słychać u Łosia? Czeka na swoim miejscu na Wuja Toma, który dzielnie do niego jedzie i jedzie. Łoś jak magnes. Ciągnie rowerzystów z całej okolicy. Spotykam ciekawą grupę sakwiarzy z Piotrkowa Trybunalskiego.
Słucham trochę co tam chłopaki opowiadają dziewczyną o samolotach II ws, PZL "Łoś" w szczególności. Dowiedziałem się np., że ta makieta to "dokładnie ten, który spadł" a "Łosiom" w II ws, nic nie było w stanie dorównać". No cóż. Dobry bajer pół roboty.
Zjadłem pączka i znalazłem na mapie takie cosik. Ten dzynksik sugerował, że na Jamborku jest jakiś mostek na Grabi. Tam jeszcze nie byłem. Do tego nie znam lasów koło Orzku i ukrytych pośród nich stawów rybnych. Zatem czemu nie. Jedziemy w dolinę Grabi.
Wyjechałem na łąki. Droga taka jakaś mizerna. Ale idzie grupka ludzi. Zapytam zatem o ten mostek. Niespodzianka. Okazuje się, że to dobrzy znajomi. Świat jest mały. Mostku to nie ma. Jest jednak kładka. Nie za duża, nie za mała dla Groszka, wprost wspaniała.
Jesienna Grabia |
Małą konsternację wywołałem odbiciem do koryta Grabi. Podjechałem, na przełaj, po łące, nad koryto Grabi. Się podelektować. Grupa z Piotrkowa, która pojechała moim tropem przekonana naiwnie, że wiem co czynię również dojechała do koryta i strasznie się rozczarowali, że przejścia brak. Jednak wyszli na tym dobrze. Trafili takim tajemnym duktem między trzcinami do osady i tawerny Jamborek, gdzie zaraz rozpoczęli okupację piwnego stołu.
W budynku po lewej było piwo |
Niestety to też największe rozczarowanie tej wycieczki. Jest słońce, jest pragnienie, jest piwo... i tylko kasa została w domu. Premierze! Jak tu żyć!?
Humor poprawił mi się szybko. W młynie w Talarze bar zamknięty i nikt się nie napije. I dobrze. Odrobina sprawiedliwości. Przecież wszyscy mamy takie samo prawo do spełniania uzasadnionych potrzeb.
Młyn w Talarze |
Zielonym szlakiem na Piaskową Górę czy na Stawy Zygmunta? Skręcić, czy nie skręcić? Zanim podjąłem decyzję, to wszystkie skręty już przejechałem więc zostały tylko Stawy Zygmunta bo są najdalej. Piaszczystą groblą prosto na super piaszczystą wydmę. Pchanie gwarantowane. Ale frajda z przejazdy grzbietem i ze zjazdu rekompensuje wiele.
Piaszczysta grobla prowadzi prosto w królestwo piachu |
Piaszczysta plaża. Latem fajna sprawa i pole namiotowe |
Wracamy w lasy. Krzyżówka i droga na Piaskową Górę, którą właściwie już minąłem. Wracać tam nie ma przecież sensu. Ale jak ładnie Groszek prezentuje się na Piaskowej Górze na tle Grabi.
Piaskowa Góra. Zawsze robi robotę |
Ja bym nie wracał. Ale cóż zrobić jak on pojechał. |
Koło już nie napędzi żaren |
Malowniczo nad zalewem w Baryczy |
Rzeczka miała szerokość, może z 1,5m |
... a w ogóle, to była tu taka mała kładka przez rzeczkę |
Cywilizacja zostaje za nami |
Prosto do domu. Ech. No jak się nie skusić. Ostatni skok w bok. Malowniczą ścieżynką na Biały Ług.
Witaj Stary Przyjacielu, przepraszam, ze się zawahałem |
... lecz dojechałem i przejrzę się w twej toni |
Wracam zwrotem na Orpelów i wybieram drogę przez Markówkę. Trochę asfaltu, ale raz, że jestem bez psa a z psem tej drogi unikam, w związku ze znacznym "zapsieniem" wioski. Dwa trochę bolą mnie plecy. Groszek wymaga pochylenia; zdecydowana większość to były leśne dukty i chyba dmuchnąłem nieco za twardo. No cóż. Szedł jednak jak przecinak.
Zatem niemal z niczego wyszło coś całkiem fajnego. Kompleksy leśne na południe i zachód od mojego miasteczka plus doliny Neru, Dobrzynki i Grabi mają jednak ogromny potencjał rekreacyjny.
Wieczorem jeszcze koncert Budki Suflera w Atlas Arenie. Pojechałem oczywiście... jako kierowca zawieść córkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz